22.11.2020

kobieta promuje książkę

Bajka prawdziwa.

W jednej z fińskich gmin planowano wybudować szkołę. Zgodnie z fińskim modelem edukacji, by odpowiednio zaprojektować budynek na potrzeby lokalnej społeczności, musiano wykonać analizę tejże społeczności i przygotować brief dla architektów. Z analizy tej wynikło, co zresztą wcale nie jest takie dziwne w tamtych stronach, że 40 proc. dzieci, które miałyby uczęszczać do nowej szkoły stanowić będą dzieci fińskie, a 60 proc. dzieci imigrantów. W związku z tym, zgodnie z przepisami o fińskiej edukacji, gdzie widnieje: „wszystkie dzieci mają się uczyć po fińsku”, byłoby absurdem kazać dzieciom imigrantów, które fińskiego nie znają, uczyć się w ten sposób. Na szczęście w Finlandii samorządy mają możliwość modyfikacji przepisów odpowiednio do swoich potrzeb. Zmodyfikowano je więc tak, iż ustalono, że dzieci fińskie będą chodziły do lewego skrzydła budynku szkoły i tam będą się uczyły po fińsku, w sensie języka pierwszego, drugim językiem będzie język angielski, a trzecim (uwaga, to wszystko od pierwszej klasy podstawówki) jeden do wyboru z innych dostępnych języków w szkole.

I tu clue opowieści. Z wyboru ilu języków będą mogły korzystać fińskie dzieci?

Zapewne z tylu, w ilu będą się uczyć dzieci imigrantów w prawym skrzydle szkoły.

Dokładnie. Dzieci imigrantów miały się uczyć każde w swoim języku ojczystym jako tym pierwszym, głównym, potem był język fiński, a trzeci miały do wyboru, choć najczęściej pewnie wybrały angielski. Problem był tylko tego typu, że te dzieci w prawym skrzydle były aż z 32 różnych krajów.

No to kanał! I co zrobili Finowie?

Ściągnęli nauczycieli z tych 32 krajów i zapewnili każdemu z dzieci naukę w jego języku ojczystym. Co oznacza też, że każde z fińskich dzieci mogło sobie wybrać jeden z 32 języków oferowanych w tej szkole jako język trzeci, czyli wybór o połowę większy, niż na uniwersytecie w Polsce na wydziale lingwistyki stosowanej. Co to oznacza? Że ludzie, którzy wyjdą z takiego systemu edukacji będą mówili płynnie w kilku językach, w tym w językach strategicznych, a także niszowych. Oni nie będą mieli problemów ze znalezieniem pracy i z adaptacją w świecie po wielkiej osobliwości, oni będą obywatelami tego świata, w zasadzie oni już nimi są.

Dobijające, patrząc na poziom tego, co mamy w Polsce.

Fakt. Najwyższy czas zacząć więc myśleć o zmianie. Pozostając przy kwestii chociażby szkolnictwa, gołym okiem widać, że nasze wymaga reformy totalnej. System edukacyjny w Finlandii jest systemem gotowym na czasy po obecnej osobliwości. Tam nie ma zwykłych klas, tam uczniowie siedzą w kółku, patrzą na siebie nawzajem. Nauczyciel nie jest gadającą głową, tylko raczej trenerem czy koordynatorem prac. Szkoły są piękne, kolorowe, przemyślane, każda jest inna, bo każda dostosowana jest do potrzeb lokalnej społeczności, a nie z metra cięta. A u nas? Szkoła szara, z lamperiami, ławkami, nie jako przestrzeń kreatywna i opiekuńcza, tylko jakaś forma pierdla dla dzieci. Z XIX-wiecznym systemem nauczania, zabijającym w dzieciach ciekawość i dalekim od nauki rzeczywiście praktycznej wiedzy i umiejętności. To szkoła opresyjna, oceniająca, zmuszająca do nauki niezgodnie z osobistymi preferencjami, talentami, zainteresowaniami dzieci i młodzieży. Oczywiście w nowym systemie nie możemy zapomnieć o jakiejś dyscyplinie, przygotowaniu do samodzielnego życia, szkoła ma wypuścić na rynek dorosłych, szczęśliwych ludzi – przygotowanych do prowadzenia szczęśliwego życia. Jak to kiedyś moja wielokrotnie już cytowana córka ujęła: „Szkoła to jest takie miejsce, gdzie z fajnych dzieci robi się niefajnych dorosłych. A w lesie jest na odwrót”. Najwyższy czas na zmiany.

Obraz naszej szkoły i naszej społecznej świadomości prezentuje się na tle fińskiego jeszcze marniej, gdy człowiek wie, jak długofalowo i od jak dawna oni myślą i przygotowują się na przyjście nowego świata.
W Finlandii w tym momencie na rynek trafia pierwsze pokolenie nauczycieli, których ja nazywam super nauczycielami. To osoby, które 12 lat temu w jednej ze szkół, w wieku 7 lat zaczęto kształcić na nauczycieli kolejnych pokoleń. Oczywiście nikt nie zakładał, że wszystkie dzieci z tej szkoły zostaną nauczycielami, ale zdecydowano się na eksperyment, w którym założono, że być może niektórzy z nich będą się do takiej pracy nadawać. Obok ogólnego kształcenia, dzieciom dodano zatem profil nauczycielski. Okazało się, że kilkadziesiąt osób z tej szkoły postanowiło jednak iść dalej w tym kierunku. Teraz na rynek trafiają więc tacy mistrzowie aikido, którzy uczyli się swojej sztuki walki 17 lat. Jak ma się do nich adept polskiej wyższej szkoły pedagogicznej, który ma za sobą zaledwie cztery lata nauki w danej dziedzinie i to w sytuacji, gdy zaczął edukację już jako „stary koń”? Kwalifikacji tych osób w zasadzie nie da się porównać.

Czy to nie o tworzeniu dzieciom i młodzieży bezpiecznego gniazda? To się dzieje naprawdę !

tekst na podstawie wywiadu Izabeli Marczak z Mateuszem Zmyślonym

całość tu

https://siedemosmych.pl/uzdrowic-ekonomie-zbudowac-nowy.../
https://siedemosmych.pl/uzdrowic-ekonomie-zbudowac-nowy.../

fot(o) moja bajka w Muzeum II Wojny Światowej Tallin

https://www.facebook.com/BezpieczneGniazdoSafeNest/posts/1029327904231133